Chcą dużych dopłat do aut elektrycznych. Ile będą kosztować samochody?
Resort energii skierował do konsultacji społecznych projekt rozporządzenia w sprawie dotacji do transportu niskoemisyjnego.
Dla wielu osób, które byłyby zainteresowane zakupem samochodu elektrycznego barierą są ich wysokie ceny. Chcieliby, żeby u nas, podobnie jak w Norwegii, Islandii czy Niemczech, również można było otrzymać dopłatę rządową, która częściowo lub zupełnie zniwelowałaby różnicę w cenie pomiędzy autem niskoemisyjnym a spalinowym.
Rozporządzenie przygotowane przez Ministerstwo zakłada uruchomienie programu dopłat dla klientów prywatnych i przedsiębiorców, którzy są zainteresowani szeroko pojętą elektromobilnością.
Maksymalne dopłaty dla przedsiębiorców, którzy chcieliby zbudować stację ładowania samochodów elektrycznych o „normalnej” mocy wynosiłaby 25,5 tys. zł. Na zbudowanie szybkiej ładowarki dopłata wynosiłaby nawet na 150 tys. zł. Także stacje CNG i LNG mogłyby dostać dopłaty do ich budowy w wysokości odpowiednio 750 tys. i 1,2 mln. zł. Największe wsparcie, bo nawet 3 mln. zł dostaną ci, którzy zechcą zbudować stację tankowania wodoru.
W projekcie ustawy zapisano również: „Maksymalna wysokość wsparcia w przypadku pojazdu elektrycznego wynosi 30% kosztów kwalifikujących się do objęcia wsparciem, przy czym nie więcej niż 36 tys. zł na jeden pojazd”. Jeżeli taki samochód będzie służył do wykonywania usług komunalnych, wtedy wartość dopłaty może sięgnąć nawet 150 tys. zł. Na dopłaty mogą liczyć także użytkownicy samochodów napędzanych wodorem. Dla nich najwyższa dopłata miałaby wynosić 75 tys. zł
Warto więc sprawdzić, ile w takiej sytuacji kosztowałyby samochody elektryczne. Światowa „gwiazda”, bestseller rynku EV, czyli Nissan Leaf, teraz kosztuje od 155,5 tys. zł. Gdyby przyszły właściciel takiego auta dostał najwyższą dopłatę, czyli 36 tys. zł musiałby zapłacić jeszcze 119,5 tys. zł. To już łatwiejsza do przełknięcia dla klienta kwota, na poziomie lepiej wyposażonego Golfa TDI.
Podobnie jak Leaf kosztowałby elektryczny Nissan NV200 (120 825 zł). W kategorii bezemisyjnych samochodów dostawczych, tańszą propozycją byłby Renault Kangoo Z.E. Maksymalna dopłata do niego w wysokości 30% wartości to w tym przypadku 33 358 zł, a cena po obniżce: 77 834 zł.
Zainteresowanie takimi samochodami z pewnością będzie coraz większe, wraz z pojawianiem się nowych stref czystego transportu, jak np. na krakowskim Kazimierzu. Przecież trzeba będzie czymś dowozić towary do tamtejszych sklepów i restauracji.
W przypadku droższych aut, jak Jaguar I-Pace (który bez dopłat kosztuje od 356,6 tys. zł), rządowa dotacja niewiele zmieni. 36 tys. zł to akurat tyle, ile potrzeba na dopłatę do lepiej wyposażonej wersji SE, która ma m.in. więcej systemów wspomagających kierowcę i reflektory LED Premium.
Wodorowa Toyota Mirai nie ma polskiego cennika, co nie jest niczym dziwnym, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że najbliższa stacja, na której można zatankować ten samochód znajduje się w Berlinie. W Niemczech kosztuje on 78, 6 tys. euro, czyli w przeliczeniu 340 tys. zł. Dopłata w wysokości 75 tys. zł.
W ustawie jest mowa o samochodach elektrycznych, ale nic nie wiadomo o hybrydach typu plug-in. Gdyby one również zostały objęte dopłatami, nawet niższymi, na pewno pobudziłoby to ich sprzedaż. Ale na razie takie samochody są w polskich warunkach o wiele lepsze na co dzień niż w pełni elektryczne.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj